Agata Łukaszewicz
2018-04-16
RUCH DROGOWY. Za szybką jazdę, np. do szpitala, nie będzie już groziło zatrzymanie uprawnień do prowadzenia auta.
Kierowca, który przekroczy dozwoloną prędkość o 50 km/h lub więcej na obszarze zabudowanym, może nie stracić prawa jazdy, gdy stan wyższej konieczności sprawił, że złamał przepisy. O tym zdecyduje policjant. Jego decyzję zweryfikuje starosta. Tak wynika z uchwalonej w czwartek wieczorem przez Sejm nowelizacji Prawa o ruchu drogowym.
– Będą nadużycia – uważają kierowcy.
– Nie damy się nabierać – odpowiadają policjanci.
Poprawki na szybko
18 maja 2015 r. weszły w życie przepisy surowe dla kierowców. Jeden z nich pozwalał policji zatrzymać od ręki prawo jazdy kierowcy, który przekroczył prędkość o więcej niż 50 km/h w terenie zabudowanym. Dokument odsyłał do właściwego starosty. Ten wydając decyzję administracyjną, formalnie zatrzymywał dokument. Za pierwszym razem na trzy miesiące. Jeśli mimo to kierowca prowadził auto i został zatrzymany, ten okres przedłużał się do sześciu miesięcy. Kolejna wpadka kończy się cofnięciem uprawnień i koniecznością ponownego zdawania egzaminu.
Kilka miesięcy później okazało się, że przepis jest dziurawy. Nie przewiduje bowiem sytuacji, w których kierowca przekracza prędkość, bo np. wiezie rodzącą, człowieka z zawałem serca do szpitala czy jest strażakiem i spieszy się do pożaru.
– To ewidentne niedopatrzenie – uważa prof. Ryszard Stefański, ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa ruchu drogowego. – Nawet kierowca karetki pogotowia jadącej na sygnale w takiej sytuacji nie unikał kary. To absurd.
W październiku 2016 r. Trybunał Konstytucyjny uznał, że przepis musi przewidywać uniknięcie mandatu, gdy zaistnieje stan wyższej konieczności.
Łatanie dziury
Do poprawiania zabrał się Senat. Proponował, aby prawo jazdy nie było zatrzymywane, jeżeli kierowca działał w sytuacji niebezpieczeństwa grożącego życiu lub zdrowiu człowieka, a nie można go było uniknąć inaczej. Sejm poszedł jeszcze dalej.
– Usprawiedliwieniem ma być nie tylko ochrona życia i zdrowia, ale także dóbr prawnie chronionych innych niż życie lub zdrowie ludzkie – uznali posłowie. Chodzi m.in. o strażaka OSP, który został wezwany do akcji i nie wie, czy będzie chronił życie ludzkie, czy mienie.
Co to za stan?
Czym jest stan wyższej konieczności? Jak go rozumieć?
– To działanie w celu uchylenia bezpośredniego niebezpieczeństwa grożącego życiu lub zdrowiu człowieka – tłumaczy adwokat Krzysztof Bator. – Chodzi o sytuacje, w których tego niebezpieczeństwa nie można było uniknąć inaczej, a poświęcone dobro w postaci bezpieczeństwa na drodze przedstawiało wartość niższą od dobra ratowanego.
Czy policja poradzi sobie z oceną takiej sytuacji, by nie dochodziło do nadużyć?
Prof. Stefański uważa, że takie sytuacje na drodze są wyjątkowe i tak też powinno pozostać.
Nadkomisarz Radosław Kobryś z Komendy Głównej Policji mówi wprost: próby nadużywania przez kierowców tego nadzwyczajnego stanu na pewno będą.
– Od tego jednak jest policja, a potem i starosta, który może jej decyzje zweryfikować, by nie dać się nabrać – mówi „Rzeczpospolitej".
Policjanci czekają na przepisy wewnętrzne, które pomogą im oceniać stan wyższej konieczności. Po zatrzymaniu auta za nadmierną prędkość na terenie zabudowanym, gdy policjant uzna stan wyższej konieczności, musi taką sytuację udokumentować. Później starosta oceni, czy mogła uzasadniać szybką jazdę. Jeśli nie – to zatrzyma prawo jazdy.
etap legislacyjny: ustawa trafiła do Senatu
Artykuł ukazał się w gazecie Rzeczpospolita.